Co jeść, by nie chorować tej zimy
.png)
Kiedy zrozumiałam, że talerz może być moim parasolem przed chorobą Pamiętam jesień sprzed kilku lat – zimny, dżdżysty październik, kiedy po raz trzeci w miesiącu dopadło mnie przeziębienie. Katar, ból gardła, kubki z herbatą rozsiane po całym domu… Zamiast leków, sięgnęłam wtedy po coś znacznie prostszego: zdrowe jedzenie. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że to, co kładę na talerz, może zadecydować o tym, czy zachoruję, czy nie. Dziś wiem, że odporność nie jest darem od losu, tylko efektem codziennych wyborów. I choć nie istnieje magiczny produkt, który uchroni nas przed wirusami, to istnieje coś znacznie potężniejszego – równowaga i różnorodność w diecie. 🍋 Warzywa i owoce – pierwsza linia obrony Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że warzywa i owoce to fundament odporności. Ale nie chodzi tylko o to, by je jeść – chodzi o to, jakie i kiedy. Jesienią i zimą stawiam na kolor: pomarańczową marchew, zielony jarmuż, czerwoną paprykę, żółtą dynię. To nie tylko wizualna uczta, ale też źródło witamin A, C i E, które wspierają układ immunologiczny. Zimą moją ulubioną przekąską jest surówka z marchwi, jabłka i odrobiny cytryny – prosty, tani, a skuteczny sposób na porcję odporności. Czosnek i cebula – duet nie do pobicia Nie znam bardziej niedocenianych „leków” niż czosnek i cebula. Kiedyś traktowałam je jak kulinarny dodatek. Dziś wiem, że to prawdziwe antybiotyki natury. Czosnek zawiera allicynę – związek o działaniu przeciwwirusowym i bakteriobójczym, który dosłownie „rozprawia się” z drobnoustrojami. Cebula, bogata w siarczki i witaminę C, działa podobnie. Kiedy czuję, że „coś mnie bierze”, robię prosty syrop: czosnek, miód i cytryna. Smakuje, jak smakuje – ale działa. Cytrusy i natka pietruszki – duet z witaminą C Witamina C to klasyka, ale wciąż działa. Oprócz cytrusów, najlepszym jej źródłem jest… natka pietruszki. Wystarczy łyżka dziennie, by dostarczyć dzienne zapotrzebowanie. Czasem zimą hoduję ją w doniczce – to mój mały zielony ogródek odporności. 🐟 Ryby, kiszonki i miód – tarcza od środka Kwasy omega-3 i witamina D Ryby – zwłaszcza tłuste morskie jak makrela, łosoś, sardynka – to nie tylko witamina D, której zimą nam brakuje, ale też kwasy omega-3. One działają przeciwzapalnie i wspierają produkcję przeciwciał. Dwa razy w tygodniu na moim stole gości ryba – pieczona, gotowana lub w sałatce. Kiszonki – żywe probiotyki Kiedyś myślałam, że kiszona kapusta to smak dzieciństwa i nic więcej. Dziś wiem, że to naturalny probiotyk, który buduje odporność od jelit – a to właśnie jelita są naszą pierwszą linią obrony. Regularnie jem ogórki, buraki i kapustę kiszoną, czasem dodaję łyżkę soku z kiszonek do zupy lub smoothie – serio, działa cuda. Miód – złoto natury Nie wyobrażam sobie jesieni bez miodu. Ma w sobie enzymy, aminokwasy i mikroelementy, które wspomagają układ odpornościowy. Ale uwaga: nigdy nie dodajemy miodu do gorącej herbaty – traci wtedy większość swoich właściwości. Zawsze czekam, aż napój lekko przestygnie. 🌿 Naturalne antybiotyki z kuchennej apteki W mojej kuchni przyprawy to nie tylko smak, ale i lekarstwo.Oto moje ulubione „mikstury”: Imbir – świeży, z miodem i cytryną. Działa przeciwzapalnie i rozgrzewająco. Kurkuma – codziennie szczypta do zupy lub herbaty. Zawiera kurkuminę – jeden z najsilniejszych przeciwutleniaczy. Cynamon – szczególnie w duecie z miodem, wspiera organizm przy pierwszych objawach infekcji. Goździki, tymianek, oregano – pachnące przyprawy o działaniu antybakteryjnym i przeciwwirusowym. Kiedy czuję zbliżające się przeziębienie, robię domowy napój: ciepła woda, plaster imbiru, łyżeczka miodu, szczypta kurkumy i sok z cytryny. Działa szybciej niż większość leków z reklamy. 🍽️ Białko i mikroelementy – ukryci bohaterowie odporności Odporność to nie tylko witamina C.Potrzebujemy również białka, cynku i selenu – to one pomagają produkować przeciwciała. Cynk znajdziemy w pestkach dyni, kaszy gryczanej, mięsie i jajkach. Selen – w orzechach brazylijskich (wystarczy jeden dziennie!). Białko – w rybach, jajach, nabiale i strączkach.Jak powiedział kiedyś prof. Franciszek Kokot: „Osoby jedzące zbyt mało białka są bardziej podatne na infekcje”. Coś w tym jest. 🕒 Odporność to styl życia, nie dieta cud Jedzenie to podstawa, ale nie wszystko.Odporność rośnie, gdy dobrze śpimy, ruszamy się i odpoczywamy. Zbyt mało snu obniża liczbę białych krwinek, a stres dosłownie „zjada” odporność.Dlatego każdego dnia staram się: spać co najmniej 7 godzin, wychodzić na spacer, pić 2 litry wody, i uśmiechać się – nawet jeśli tylko do siebie w lustrze. 💭 Na zakończenie: odporność zaczyna się od talerza… i od nas Zrozumiałam, że odporność to nie kwestia szczęścia, ale codziennych, małych decyzji.Każdy owoc, każda porcja kiszonek, każda filiżanka imbirowej herbaty to inwestycja w siebie. Nie w przyszły rok, ale w każdą jesień i zimę, które nadejdą. Nie szukaj więc cudownych tabletek. Zacznij od śniadania z owsianką, kolacji z czosnkiem i łyżki miodu przed snem. Bo zdrowie naprawdę zaczyna się od tego, co mamy na widelcu. UWAGA ! Powyższa porada nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku jakichkolwiek problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.
Czy warto jeść kasztany? Moja jesienna historia i fakty, które zaskakują
.png)
Wstęp: zapach jesieni i moje kasztanowe odkrycie Zawsze lubiłam jesień. Te pierwsze chłodne poranki, kiedy w powietrzu czuć już dym z kominków, a pod nogami szeleszczą liście — to dla mnie czas spokoju i refleksji. Ale przyznam, że przez długie lata kasztany kojarzyły mi się tylko z dzieciństwem i lepieniem z nich ludzików. Aż pewnego dnia, stojąc w sklepie przy stoisku z warzywami, usłyszałam, jak ktoś pyta sprzedawczynię: „A co się właściwie robi z tymi kasztanami?”. Uśmiechnęłam się, bo wtedy przypomniałam sobie swoją pierwszą próbę ich upieczenia – zakończoną spektakularnym „wybuchem” w piekarniku. Dziś wiem, że te brązowe, błyszczące kuleczki kryją w sobie o wiele więcej niż tylko wspomnienie jesieni. Kryją… moc natury. I to dosłownie. Co tak naprawdę jemy? Kasztany jadalne, nie mylić z kasztanowcem Zanim jednak zaczniemy je jeść, warto wiedzieć jedno: nie każdy kasztan jest jadalny.Ten, który rośnie w parkach, to kasztanowiec zwyczajny – piękne drzewo, ale jego owoce zawierają saponiny i są trujące. Natomiast prawdziwy bohater jesieni to kasztan jadalny (Castanea sativa) – kuzyn orzecha, którego owoce można piec, gotować, a nawet mielić na mąkę. W Polsce kasztany jadalne rosną głównie na zachodzie kraju i w cieplejszych kotlinach południowych. Ich uprawa jest nieco kapryśna – nie lubią gleb zasadowych, ale jeśli znajdą odpowiednie warunki, potrafią dawać plony już po kilku latach. Miałam okazję rozmawiać z jednym z plantatorów, który z uśmiechem mówił: „Kasztany nie lubią pośpiechu – rosną, gdy im dobrze, nie wtedy, gdy im każesz”. Coś w tym jest. Kasztany od kuchni – jak je przygotować, żeby się nie zniechęcić Moja pierwsza przygoda z kasztanami skończyła się katastrofą – nie nacięłam ich przed pieczeniem. Efekt? Huk, dym i zapach spalenizny. Dopiero później dowiedziałam się, że kasztany trzeba naciąć, żeby para miała którędy uciekać. Najbardziej lubię przygotowywać je w piekarniku – 200°C, około 25 minut, a obok naczynie z wodą, żeby nie wyschły. Ich zapach przypomina mi trochę wanilię, trochę pieczone ziemniaki, ale z orzechowym akcentem. W smaku są delikatnie słodkie, mączyste, kremowe – coś pomiędzy ziemniakiem a orzechem. Można je też gotować – w wodzie lub na parze. Wersja parowa jest bardziej aksamitna, a ich miąższ zachowuje pełnię smaku i składników. Kasztany świetnie pasują do zup kremów, deserów i potraw mięsnych. W mojej kuchni pojawiają się najczęściej jako puree – idealne do obiadu albo na słodko z miodem. Co kryje w sobie kasztan – skład, który naprawdę robi wrażenie Kiedy zaczęłam zgłębiać temat, byłam zaskoczona. Kasztany to prawdziwe skarby natury. W 100 g mają tylko około 200 kcal, zaledwie 1,5 g tłuszczu, ale aż 44 g węglowodanów i sporo błonnika – około 5 g, czyli jedną piątą dziennego zapotrzebowania. Znajdziemy w nich też imponujące ilości miedzi, manganu, potasu, magnezu, żelaza i cynku, a także witamin z grupy B (szczególnie B6 i kwas foliowy) oraz witaminę C – prawie tyle co w cytrynie! To nie koniec. Kasztany zawierają przeciwutleniacze – m.in. kwas galusowy i elagowy, znane z działania przeciwzapalnego i ochrony komórek przed stresem oksydacyjnym. Naukowcy z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach potwierdzili, że ekstrakt z kasztana może działać destrukcyjnie na komórki raka prostaty i jelita grubego. To wciąż wstępne badania, ale brzmią naprawdę obiecująco Kasztany – sprzymierzeniec jelit i dobrego nastroju Jako osoba, która dba o dietę i mikrobiom, doceniam fakt, że kasztany są łagodne dla układu pokarmowego. Nie zawierają glutenu, więc są bezpieczne dla osób z celiakią. Ich błonnik wspiera trawienie, reguluje poziom cukru i daje uczucie sytości. Często, gdy czuję, że mój organizm potrzebuje „resetu”, piekę kilka kasztanów i jem je jeszcze ciepłe z odrobiną masła. To moje jesienne comfort food – naturalne, zdrowe, odżywcze. A co ciekawe – kasztany zawierają też aminokwasy i związki, które mogą wspierać produkcję serotoniny, czyli hormonu szczęścia. Może dlatego po zjedzeniu kilku zawsze czuję się lepiej, spokojniej, jakbym znów miała dziesięć lat i zbierała kasztany w parku. Zaskakujące zastosowania – nie tylko w kuchni Nie sposób nie wspomnieć, że wyciąg z kasztanowca (bliskiego krewnego kasztana jadalnego) jest szeroko wykorzystywany w kosmetyce i medycynie naturalnej – pomaga przy żylakach, siniakach, drobnych urazach. To jednak nie powód, by łykać kapsułki. Ja wolę cieszyć się naturą w jej najprostszej formie – takiej, jaką można obrać, upiec i zjeść z uśmiechem. Moja refleksja: małe cuda w kolczastej skorupce Kiedyś myślałam, że zdrowe jedzenie to lista składników z modnych książek. Dziś wiem, że wystarczy wyjść na targ jesienią, żeby znaleźć prawdziwe superfood. Kasztany uczą mnie pokory wobec natury. Nie są łatwe w przygotowaniu, czasem trzeba się przy nich napracować, ale jak wiele rzeczy w życiu – im więcej serca w to włożysz, tym więcej dostajesz w zamian. Więc jeśli tej jesieni zobaczysz w sklepie koszyk z brązowymi, błyszczącymi kulkami – nie mijaj go obojętnie. Weź kilka do domu. Upiecz, powąchaj, posmakuj.Poczuj jesień w najczystszej formie. Bo kasztany naprawdę mają moc.
Czego nie jeść na śniadanie – moja poranna lekcja

Wstęp: Kiedy śniadanie stało się problemem Pamiętam dokładnie ten moment. Siedziałam przy kuchennym stole, trzymając w jednej ręce filiżankę gorącej kawy, w drugiej – słodką bułkę, myśląc: „No przecież to tylko śniadanie, co może się stać?”. Jak się okazało – całkiem sporo.Po kilku godzinach w pracy dopadało mnie uczucie zmęczenia, rozdrażnienia i wilczego głodu. Zrozumiałam, że moje poranki, zamiast mnie wzmacniać, po cichu odbierały mi energię.Od tamtej pory zaczęłam przyglądać się temu, co jem rano. I to była naprawdę dobra decyzja. Dlaczego śniadanie ma znaczenie Po nocy nasz organizm budzi się z pustymi rezerwami energetycznymi. Śniadanie to pierwsza porcja paliwa, którą mu dostarczamy – dlatego jego jakość jest kluczowa.Zbyt słodkie, tłuste lub ciężkostrawne produkty powodują, że energia rośnie gwałtownie, a potem równie szybko spada. Zaczynamy dzień z poczuciem „doładowania”, a po godzinie czujemy się jak po nieudanym zastrzyku kofeiny.Dobre śniadanie to nie luksus, tylko inwestycja w resztę dnia. Ale żeby było dobre, trzeba wiedzieć, czego unikać. Produkty, których lepiej nie jeść rano Przez lata wierzyłam, że śniadanie to po prostu „cokolwiek, byle szybko”. Dziś wiem, że nie wszystko, co wygląda na pożywne, naprawdę nim jest. 1. Słodkie wypieki – croissanty, pączki, drożdżówki Uwielbiam zapach świeżych bułeczek. Niestety, to zapach pułapki. Słodkie wypieki to w zasadzie cukier i tłuszcze trans – powodują gwałtowny skok poziomu cukru, a potem spadek energii i uczucie głodu.Efekt: zmęczenie, rozdrażnienie, i sięganie po kolejną kawę. To nie śniadanie, to poranny deser w przebraniu. Zamiast tego: pełnoziarnisty tost z jajkiem, awokado lub pastą warzywną. 2. Sama kawa – najpopularniejszy błąd poranków Kiedyś nie wyobrażałam sobie poranka bez kawy. Ale kawa na pusty żołądek to przepis na zgagę, rozdrażnienie i szybszy spadek energii. Kofeina pobudza wydzielanie kwasu żołądkowego, więc gdy w żołądku nie ma nic do trawienia – cierpi śluzówka.Dodatkowo – kawa nie daje żadnych składników odżywczych. To tak, jakby odpalić silnik bez kropli paliwa. Zamiast tego: zjedz coś małego – jajko, owsiankę, orzechy – a dopiero potem sięgnij po filiżankę kawy. 3. Słodkie płatki śniadaniowe i „fit” musli Kolorowe pudełka z napisem „pełnoziarniste” to często marketingowa fikcja. W środku – głównie cukier i przetworzone zboża. Taki posiłek działa jak szybki zastrzyk energii, po którym przychodzi gwałtowny spadek i ochota na słodką przekąskę. Zamiast tego: klasyczna owsianka z płatków górskich, z dodatkiem orzechów i owoców. 4. Przetworzone wędliny i kiełbasy Kanapka z szynką? Brzmi klasycznie. Niestety, większość dostępnych wędlin zawiera konserwanty, azotyny i nadmiar soli. To nie tylko obciążenie dla wątroby, ale też ryzyko problemów z ciśnieniem i cholesterolem. Zamiast tego: wybierz jajka, twarożek, hummus, pastę z tuńczyka lub pieczone mięso dobrej jakości. 5. Tłuste, smażone potrawy – bekon, kiełbaski, parówki Smażony bekon o poranku może i pachnie cudownie, ale to ciężki początek dnia. Duża ilość tłuszczu nasyconego spowalnia trawienie i sprawia, że po śniadaniu czujemy się ociężali zamiast pobudzeni.Organizm zamiast wchodzić w tryb „działam”, przełącza się w „trawię”. Zamiast tego: ugotowane jajka z warzywami, omlet z ziołami, kanapka z awokado i pomidorem. 6. Owoce jedzone solo Tak, owoce są zdrowe – ale jedzone same na pusty żołądek mogą powodować skoki cukru we krwi. Cytrusy dodatkowo podrażniają żołądek.To dlatego po soku pomarańczowym szybko czujemy głód lub dyskomfort. Zamiast tego: połącz owoce z białkiem i tłuszczem – np. jogurtem naturalnym, orzechami lub twarogiem. 7. Gotowe smoothie i koktajle z cukrem Smoothie z kawiarni wygląda idealnie – zielenina, owoce, błysk zdrowia. Niestety, często zawiera kilka łyżek cukru lub syropu. Po takim napoju szybko przychodzi głód i ochota na coś konkretnego. Zamiast tego: przygotuj własny koktajl z jogurtem naturalnym, garścią płatków owsianych, masłem orzechowym i owocem. 8. Soki owocowe Sok to nie to samo co owoc. Brakuje w nim błonnika, a pozostaje skoncentrowany cukier. Szklanka soku pomarańczowego potrafi mieć tyle samo cukru, co kilka kostek czekolady.Nie wspominając o tym, że soki mogą podrażniać żołądek, jeśli wypijemy je na pusty żołądek. Zamiast tego: woda z cytryną lub ziołowa herbata, a owoce zostaw jako dodatek do śniadania. 9. Białe pieczywo i tosty z margaryną Białe pieczywo to niemal czysty węglowodan. Daje szybki zastrzyk energii, ale nie syci i nie dostarcza wartości odżywczych. A margaryna? To źródło tłuszczów trans, które negatywnie wpływają na serce. Zamiast tego: chleb pełnoziarnisty z prawdziwym masłem lub pastą warzywną. 10. Gotowe kanapki i śniadaniowe fast foody Wygodne, szybkie, dostępne na każdym rogu. Ale w środku: sól, konserwanty, majonezowe sosy, kiepskiej jakości wędliny. Taki „posiłek” syci na krótko, a potem organizm domaga się kolejnej dawki kalorii. Zamiast tego: przygotuj kanapkę samodzielnie – pełnoziarniste pieczywo, warzywa, dobre źródło białka. Co jeść, żeby naprawdę mieć energię Nie trzeba być dietetykiem, żeby zauważyć różnicę między śniadaniem „na autopilocie”, a takim zrobionym świadomie. Od kiedy zmieniłam swoje poranki, przestałam zasypiać przy komputerze o 10:00.Najlepiej działają na mnie: owsianka z orzechami i owocami, jajko na miękko z pełnoziarnistym tostem, jogurt naturalny z chia i jagodami, tost z awokado i pomidorem. Prosto, szybko i bez „rollercoastera” cukrowego. Zakończenie: śniadanie jako gest wobec siebie Zrozumiałam, że śniadanie to nie tylko jedzenie. To pierwszy komunikat, jaki wysyłam swojemu ciału każdego dnia: „Zadbam o ciebie”.Nie zawsze wychodzi idealnie – czasem kawa wyprzedzi śniadanie, czasem pojawi się drożdżówka. Ale ważne, że wiem, jak to działa i wybieram świadomie. Nie zaczynaj dnia od oszukiwania swojego ciała. Zasługuje na coś lepszego niż kawa i pączek w biegu.
Jak zadbać o jelita – przepis na zdrowie i spokój
.png)
Wstęp: Moje jelita – mój barometr nastroju Nie wiem, kiedy dokładnie to zauważyłam, ale moje jelita są jak złośliwy meteorolog. Potrafią przewidzieć stres, złą decyzję dietetyczną albo nieprzespaną noc, zanim ja sama to zrozumiem. Gdy pracuję za długo przy komputerze, jem w biegu i kończę dzień kolacją o 22:00, brzuch przypomina mi, że nie jest z żelaza. Zdarzały się tygodnie, kiedy czułam się ciężka, ospała i… dziwnie przygnębiona. Dopiero kiedy zaczęłam interesować się mikrobiotą jelitową – tym fascynującym światem miliardów bakterii, które w nas żyją – zrozumiałam, że w moim brzuchu toczy się więcej życia, niż mogłabym przypuszczać. A potem pojawiły się one – suszony symbol spokoju jelit: śliwki. Sześć sztuk dziennie. Niby nic wielkiego, a jednak w moim przypadku – mała rewolucja. Jelita – nasz drugi mózg (i czasem pierwszy doradca) Coraz częściej mówi się o osi jelita–mózg. To nie poetycka metafora, ale biologiczny fakt. Nasze jelita mają własny układ nerwowy, produkują serotoninę (tak, ten sam neuroprzekaźnik szczęścia!) i komunikują się z mózgiem za pomocą nerwu błędnego. Naukowcy z Harvardu dowiedli, że skład mikrobioty jelitowej ma wpływ nie tylko na odporność, ale też na nastrój, koncentrację i poziom energii. Innymi słowy – gdy jelita są w złym humorze, my też. Nie bez powodu na stres reagujemy „ściskiem w brzuchu”. Nasz organizm mówi wprost: „Zatrzymaj się. Potrzebuję trochę troski i błonnika.” Suszone śliwki – małe owoce z wielką mocą Pamiętam, jak babcia gotowała wigilijny kompot z suszu. Wtedy śliwki były dla mnie po prostu dodatkiem do świątecznego rytuału. Dziś wiem, że babcia miała rację – choć pewnie nie używała słów „sorbitol” czy „polifenole”. Dlaczego warto jeść śliwki? Błonnik – działa jak miotełka dla jelit, wspiera perystaltykę i zapobiega zaparciom. Sorbitol – naturalny cukier alkoholowy o łagodnym działaniu przeczyszczającym. Polifenole – związki o działaniu przeciwutleniającym, które wspierają mikrobiotę i chronią komórki przed stresem oksydacyjnym. Badania z Uniwersytetu w Liverpoolu pokazały, że regularne jedzenie suszonych śliwek zwiększa liczbę korzystnych bakterii z rodzaju Bifidobacterium. To te same, które znajdziemy w probiotykach – tylko tu dostajemy je w naturalnej formie, razem z błonnikiem i witaminami A, K, B6, magnezem i potasem. Ile to jest „w sam raz”? Specjaliści zalecają sześć śliwek dziennie – około 50 gramów. To wystarczy, by jelita pracowały sprawnie, a metabolizm nabrał rytmu. Zbyt dużo (czyli np. cała paczka na raz) może skończyć się efektem odwrotnym – czyli zbyt szybkim działaniem jelit, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nie tylko śliwki. Siedem naturalnych sprzymierzeńców jelit Kiedy zaczęłam interesować się naturalnym wsparciem trawienia, odkryłam cały wachlarz produktów, które działają jak mała ekipa remontowa w naszych jelitach. Każdy z nich ma inny „fach”, ale razem potrafią zdziałać cuda: 1. Matcha – zielona energia i błonnik Sproszkowana herbata, pełna chlorofilu i antyoksydantów. Wspiera trawienie, usuwa toksyny, a przy okazji dodaje energii bez nerwowego pobudzenia. Dla mnie to alternatywa dla kawy, gdy brzuch protestuje. 2. Camu camu – witamina C razy 60 Te maleńkie jagody zawierają 60 razy więcej witaminy C niż pomarańcze. Wspierają odporność, a także pomagają enzymom trawiennym działać sprawniej. Idealne przy diecie oczyszczającej. 3. Moringa – białko dla jelit Liście moringi zawierają komplet aminokwasów i działają przeciwzapalnie. Pomagają przy biegunce, zapaleniu jelita grubego i przyspieszają regenerację błony śluzowej jelit. 4. Żelatyna – napój regenerujący Prosty napój z żelatyny i wody – brzmi niepozornie, ale wspiera wydzielanie kwasu żołądkowego i regenerację ścian żołądka. Pomaga też na stawy i skórę. 5. L-glutamina – regeneracja od środka To aminokwas, który pomaga w odbudowie nabłonka jelitowego. Często zalecany osobom z zespołem jelita drażliwego (IBS). Dla mnie to coś jak plaster dla jelit po ciężkim tygodniu. 6. Kurkuma – złoto dla trawienia Zawiera kurkuminę, która działa przeciwzapalnie i żółciopędnie. Wspiera trawienie tłuszczów i łagodzi wzdęcia. Kiedyś dodawałam ją tylko do curry – dziś trafia też do mojej owsianki. 7. Kefir i kiszonki – bakterie w najlepszej formie To naturalne źródła probiotyków. Kefir reguluje perystaltykę i wspiera odporność, a kapusta kiszona czy ogórki kiszone to prawdziwe eliksiry dla mikrobioty. Czego jelita nie lubią (i co już wiem z doświadczenia) Niestety, nie da się „naprawić” jelit, jeśli codziennie sabotujemy je dietą ubogą w błonnik. Przekonałam się o tym boleśnie – dosłownie. Jelita nie lubią: białego pieczywa i cukru, przetworzonej żywności, nadmiaru czerwonego mięsa, gazowanych napojów, braku snu i siedzącego trybu życia. To wszystko zaburza równowagę mikrobioty. Kiedyś myślałam, że kawa i croissant to „lekkie śniadanie”. Dziś wiem, że dla moich jelit to raczej… ciężki poranek. Domowe rytuały oczyszczające Nie wierzę w cudowne diety „na dzień”, które mają odmienić ciało w 24 godziny. Ale wierzę w małe, konsekwentne rytuały, które naprawdę robią różnicę. Moje trzy sprawdzone rytuały oczyszczające: Szklanka wody z cytryną i odrobiną soli himalajskiej – tuż po przebudzeniu. Budzi jelita. Zielony koktajl z selera, jabłka, pietruszki i soku z cytryny – w południe, zamiast drugiej kawy. Wieczorem kefir lub napar z kopru włoskiego i mięty – pomaga uspokoić trawienie. Proste? Tak. Ale skuteczne – zwłaszcza, gdy do tego dorzucę ruch i 10 minut spokojnego oddychania. Pięć złotych zasad dla szczęśliwych jelit Jedz dużo błonnika (warzywa, owoce, pełne ziarna). Pij minimum 2 litry wody dziennie. Codziennie sięgaj po fermentowane produkty. Unikaj stresu – to on często „zatrzymuje” jelita. Śpij dobrze – regeneracja zaczyna się w nocy. Zauważyłam, że gdy trzymam się tych zasad, nie tylko lepiej trawię, ale też lepiej myślę. Brzuch przestaje być ciężarem, a staje się sprzymierzeńcem. Zakończenie: Czułość dla jelit Zrozumienie własnych jelit nauczyło mnie jednej rzeczy – cierpliwości. One nie działają na zawołanie. Potrzebują czasu, by zaufać, że nie znów zafunduję im stresu, fast foodu i zarywanej nocy. Sześć śliwek dziennie to mój mały rytuał czułości – przypomnienie, że zdrowie to nie tylko brak choroby, ale codzienny dialog z własnym ciałem. I gdy dziś ktoś mówi, że „słucha swojego serca”, ja dodaję z uśmiechem:Ja słucham swojego brzucha. On też ma coś do powiedzenia. UWAGA ! Powyższa porada nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku jakichkolwiek problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.
Co robią jajka z wątrobą i sercem ? Jeść czy nie?

Zacznijmy szczerze – kto z nas nie lubi jajek? Sadzone na maśle, miękko gotowane na śniadanie, jajecznica z odrobiną szczypiorku, a może klasyczny omlet?Dla wielu to początek idealnego dnia. Ale zaraz potem w głowie potrafi pojawić się to natrętne pytanie:„Czy te jajka aby na pewno są zdrowe dla mojego serca? A co z wątrobą?” Nie ma się co dziwić — przez lata jajka miały opinię winowajcy wszystkiego: od zatkanych tętnic po obciążoną wątrobę. Potem nagle zrehabilitowano je i okazało się, że to prawie superfood. Nic więc dziwnego, że przeciętny zjadacz jajecznicy ma prawo czuć się trochę zagubiony.Spróbujmy więc to uporządkować — bez paniki, ale też bez marketingowych sloganów. Dlaczego jajka mają taką „burzliwą przeszłość”? Jeszcze kilkanaście lat temu dietetycy ostrzegali: „Nie jedz więcej niż dwa jajka tygodniowo!”Powód? Cholesterol.Jedno jajko to około 200 mg cholesterolu, a to — jak sądzono — miało bezpośrednio podnosić poziom tego „złego” LDL w krwi. Skutek? Strach przed żółtkiem i masowa moda na białka. Z czasem jednak nauka zaczęła zadawać pytania. Bo jeśli cholesterol w jajkach był taki groźny, to dlaczego u ludzi jedzących je codziennie nie obserwowano katastrofalnych wyników?Badania pokazały coś ważnego: cholesterol z diety to nie to samo, co cholesterol w naszej krwi. Organizm sam reguluje jego poziom. Gdy dostarczasz więcej z zewnątrz — wątroba produkuje go mniej.A gdy nie jesz go prawie wcale — wątroba przyspiesza produkcję.Mówiąc obrazowo: ciało samo pilnuje równowagi, chyba że naprawdę mu przeszkodzisz (np. złym stylem życia, brakiem ruchu, nadmiarem tłuszczów trans). Jajka a serce – wróg czy sprzymierzeniec? To jedno z najczęstszych pytań w gabinetach dietetyków.I choć brzmi prosto, odpowiedź wymaga małego wglądu w biochemię (spokojnie, nie będzie bolało). Jajko to nie tylko cholesterol. To również lecytyna, fosfolipidy, białko i luteina – substancje, które wspierają układ krążenia.Co ciekawe, lecytyna zawarta w żółtku pomaga rozbijać tłuszcze i ułatwia ich metabolizm.A więc… ten sam produkt, który zawiera cholesterol, pomaga go też „okiełznać”. Badania Harvard School of Public Health (i wielu innych ośrodków) potwierdziły, że u zdrowych osób spożycie jednego jajka dziennie nie zwiększa ryzyka chorób serca.Wręcz przeciwnie – może wspierać gospodarkę lipidową, jeśli reszta diety jest zrównoważona. Ale jak to zwykle bywa, jest jeden haczyk.Jeśli do jajek dorzucisz boczek, smażysz je na starym oleju i popijasz słodzoną kawą z bitą śmietaną – nie pomogą nawet najlepsze badania świata.Jajko samo w sobie to nie problem. Problemem jest kontekst diety. A co na to wątroba? Tu wchodzimy na delikatny grunt.Wiele osób powtarza: „Nie mogę jajek, bo mam chorą wątrobę.”Ale czy rzeczywiście jajka są dla niej takie ciężkie? Żółtko faktycznie zawiera tłuszcze, które wątroba musi przetworzyć.Jednak są to tłuszcze fosfolipidowe, a więc stosunkowo łatwe do „obróbki” przez organizm.Poza tym jajko dostarcza cholinę – składnik niezbędny właśnie do prawidłowego działania wątroby.Bez choliny może dojść do stłuszczenia wątroby, bo tłuszcze nie są prawidłowo metabolizowane. Czyli paradoks: to nie jajko szkodzi wątrobie, tylko jego brak może jej zaszkodzić. Oczywiście – mówimy o rozsądnych ilościach i odpowiednim przygotowaniu.Jeśli ktoś ma poważne choroby wątroby, tłuste potrawy mogą być dla niego obciążeniem. Ale wtedy problemem jest tłuszcz i sposób przygotowania, nie samo jajko. Żółtko: mały złoty skarb Kiedyś demonizowane, dziś zrehabilitowane.W żółtku znajdziesz: witaminę D (ważną dla odporności i gospodarki wapniowej), witaminę B12 i kwas foliowy (dla serca i układu nerwowego), luteinę i zeaksantynę (dla oczu), cholinę (dla wątroby i mózgu), kwasy tłuszczowe omega-3 (w zależności od sposobu karmienia kur). Mało który produkt spożywczy dostarcza tak wiele w jednym małym pakiecie.Można więc powiedzieć, że żółtko to coś w rodzaju naturalnej „multiwitaminy” – tylko bez plastikowego pudełka. A jak to wygląda w praktyce? Powiedzmy, że zjadasz dwa jajka dziennie.To około 12–14 gramów białka, sporo witamin i minerałów oraz niewielka ilość tłuszczu.Dla zdrowej osoby to całkowicie bezpieczne, a nawet korzystne. Najwięcej problemów pojawia się, gdy jajka łączymy z tłustymi dodatkami: smażymy na głębokim tłuszczu, dodajemy boczek, majonez, kiełbasę, jemy późno w nocy i popijamy alkoholem. Wtedy nie jajka są winne, tylko styl życia.Jak mawiają dietetycy: „Nie ma złych produktów, są tylko złe proporcje.” Czy istnieje limit? Badania pokazują, że dla większości osób 1–2 jajka dziennie to zdrowa ilość.Osoby z podwyższonym cholesterolem lub cukrzycą powinny skonsultować dietę z lekarzem, ale to nie znaczy, że mają jajka całkiem wykreślić.Zdarza się wręcz, że w dobrze ułożonej diecie jajka poprawiają profil lipidowy, bo zastępują mniej zdrowe źródła białka (np. przetworzone mięso). Jajka od strony nauki – fakty zamiast mitów 🔹 Mit 1: Jajka podnoszą cholesterol.➡️ Fakt: Cholesterol w diecie ma ograniczony wpływ na poziom cholesterolu we krwi. 🔹 Mit 2: Jajka obciążają wątrobę.➡️ Fakt: Zawarta w jajkach cholina wspiera funkcjonowanie wątroby i zapobiega jej stłuszczeniu. 🔹 Mit 3: Trzeba jeść tylko białka.➡️ Fakt: Większość wartości odżywczych (witamin, minerałów, luteiny) znajduje się właśnie w żółtku. 🔹 Mit 4: Jajka powodują choroby serca.➡️ Fakt: Badania nie potwierdzają takiego związku u osób zdrowych. Kluczowa jest ogólna jakość diety. A co z tymi z supermarketu? Warto wspomnieć o jakości.Jajko jajku nierówne.To, co zjada kura, trafia wprost do żółtka.Dlatego najlepiej wybierać jajka od kur z wolnego wybiegu (oznaczenie „1”) lub ekologiczne („0”).Takie jaja mają zwykle więcej kwasów omega-3 i lepszy profil tłuszczowy. Nie musisz jednak jechać na wieś po „babcine” jajka – wystarczy zwracać uwagę na źródło.Czasem jakość można „zjeść oczami”: żółtko o głębokim kolorze to zwykle znak, że kura jadła naturalnie, nie paszę z barwnikiem. Jak przygotować jajka, żeby były najzdrowsze? Tu też panuje sporo mitów.Nie każde jajko działa tak samo na organizm – wiele zależy od temperatury i czasu gotowania. Gotowane na miękko – najbardziej delikatne dla wątroby i układu trawiennego. Na twardo – nieco trudniej strawne, ale nadal zdrowe. Sadzone – najlepiej na małej ilości oliwy lub klarowanego masła. Jajecznica – lepiej z dodatkiem warzyw niż boczku. Prosta zasada: im mniej spalone białko, tym lepiej dla jelit i wątroby. Czy można przesadzić z jajkami? Jak ze wszystkim — można.Jedzenie 5–6 jaj dziennie przez długi czas może prowadzić do nadmiaru cholesterolu i tłuszczu w diecie.Ale u większości ludzi równowaga to 7–14 jaj tygodniowo.Jeśli reszta diety jest bogata w warzywa, błonnik i zdrowe tłuszcze – jajka nie są problemem, tylko sprzymierzeńcem. 👉 Podsumowanie: jeść czy nie jeść? Odpowiedź
Zdrowe odżywianie po 60-tce – praktyczny przewodnik
.png)
Z wiekiem nasz organizm zaczyna pracować wolniej, a zapotrzebowanie na energię spada. Ale choć seniorzy potrzebują mniej kalorii, ich potrzeby na składniki odżywcze wcale się nie zmniejszają — wręcz przeciwnie. To właśnie w starszym wieku odpowiednio zbilansowana dieta staje się jednym z kluczowych filarów zdrowia, sprawności i dobrego samopoczucia. Dlaczego dieta w starszym wieku jest tak ważna? Proces starzenia wiąże się ze zmianami w układzie pokarmowym, hormonalnym i metabolicznym. U osób po 60. roku życia obserwuje się m.in. spowolnienie trawienia, osłabienie apetytu, a także pogorszenie wchłaniania witamin (np. B12, D, żelaza czy wapnia). W efekcie nawet osoby jedzące „normalnie” mogą cierpieć na ukryte niedobory. Badania Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH-PIB oraz WHO wskazują, że ponad 30% seniorów w Europie cierpi na niedożywienie jakościowe – czyli dostarczają zbyt mało witamin, błonnika i białka w stosunku do potrzeb organizmu. Talerz zdrowego żywienia dla seniora Eksperci zalecają kierowanie się tzw. „Talerzem Zdrowego Żywienia”, opracowanym przez NIZP PZH-PIB. To prosta zasada, którą warto zapamiętać: 🥕 ½ talerza – warzywa i owoce (najlepiej świeże lub gotowane na parze), 🌾 ¼ talerza – produkty zbożowe, najlepiej pełnoziarniste, 🍗 ¼ talerza – źródła białka: drób, ryby, jaja, nabiał, nasiona roślin strączkowych. Dieta seniora powinna być lekka, ale pełna wartości odżywczych – dostarczać białka, witamin i minerałów, a jednocześnie nie obciążać układu trawiennego. Co powinno znaleźć się w codziennym menu seniora? 1. Warzywa i owoce – naturalna tarcza ochronna Stanowią źródło witamin (A, C, K, E), minerałów (potas, magnez) i błonnika. Pomagają w pracy jelit i wspierają odporność. Zaleca się spożywanie minimum 400–500 g dziennie, najlepiej w różnych kolorach – to znak, że zawierają różne przeciwutleniacze. Wskazówka: osoby z problemami z uzębieniem mogą korzystać z zup-kremów, musów i smoothie. 2. Produkty pełnoziarniste – energia i błonnik Pieczywo razowe, kasze (gryczana, jęczmienna), brązowy ryż i makaron pełnoziarnisty dostarczają węglowodanów złożonych i błonnika. Regenerują mikroflorę jelit i pomagają zapobiegać zaparciom – częstemu problemowi w starszym wieku 3. Białko – budulec siły i odporności Zapotrzebowanie na białko rośnie z wiekiem. Dzienna dawka powinna wynosić co najmniej 1,0–1,2 g na kilogram masy ciała (WHO, 2021). To właśnie białko pomaga zapobiegać sarkopenii, czyli utracie masy mięśniowej. Najlepsze źródła: ryby morskie (łosoś, makrela, śledź), drób, jaja, chudy nabiał, rośliny strączkowe (soczewica, ciecierzyca, fasola). 4. Zdrowe tłuszcze – dla serca i mózgu Zastępują tłuszcze zwierzęce i wspierają układ sercowo-naczyniowy. Wybieraj: oliwę z oliwek, olej rzepakowy tłoczony na zimno, orzechy, pestki, awokado. Kwasy omega-3 zawarte w rybach morskich i siemieniu lnianym mają udowodniony wpływ na obniżenie cholesterolu i poprawę funkcji poznawczych. 5. Nabiał i wapń – mocne kości do późnej starości Z wiekiem spada wchłanianie wapnia, co zwiększa ryzyko osteoporozy. Seniorzy powinni spożywać minimum 3 porcje nabiału dziennie, np.: jogurt naturalny, kefir, chudy twaróg, mleko lub napoje roślinne wzbogacane wapniem. 6. Woda i nawodnienie – prosty, ale kluczowy element U osób starszych osłabia się uczucie pragnienia, co grozi odwodnieniem. Zaleca się wypijać 1,5–2 litry płynów dziennie – głównie wody, ziołowych herbat, lekkich naparów lub rozcieńczonych soków. Unikać należy mocnej kawy, herbaty i napojów gazowanych. Czego unikać w diecie seniora? Niektóre produkty mogą osłabiać organizm lub zwiększać ryzyko chorób przewlekłych. 🚫 Produkty wysokoprzetworzone – dania instant, konserwy, fast foody, gotowe sosy.🚫 Tłuszcze nasycone – smalec, masło w nadmiarze, tłuste mięsa.🚫 Sól – maksymalnie 5 g dziennie (1 łyżeczka). Nadmiar prowadzi do nadciśnienia i obrzęków.🚫 Cukier – sprzyja cukrzycy i chorobom serca.🚫 Alkohol – może wchodzić w interakcje z lekami i zaburzać metabolizm. Dieta a sprawność umysłowa i pamięć Coraz więcej badań potwierdza, że sposób odżywiania ma wpływ nie tylko na ciało, ale i na umysł. Dieta MIND, łącząca elementy śródziemnomorskiej i DASH, została stworzona właśnie po to, by chronić mózg przed starzeniem. W codziennym menu powinny znaleźć się: zielone warzywa liściaste, owoce jagodowe (borówki, maliny), orzechy, pełne ziarna, oliwa z oliwek i ryby. Regularne spożywanie tych produktów wiąże się z mniejszym ryzykiem choroby Alzheimera nawet o 35–50% (źródło: National Institute on Aging, 2022). Witamina D i słońce w kapsułce Po 65. roku życia skóra wytwarza nawet o 70% mniej witaminy D niż u osób młodszych. Niedobory sprzyjają osteoporozie, osłabieniu mięśni i obniżeniu nastroju.Zalecane dzienne dawki (wg PZH i WHO): 65–75 lat: 800–2000 IU/dobę, powyżej 75 lat: 2000–4000 IU/dobę. Suplementacja powinna być dobierana indywidualnie po konsultacji z lekarzem. Aktywność fizyczna – najlepszy dodatek do diety Światowa Organizacja Zdrowia (WHO, 2020) zaleca seniorom co najmniej 150 minut umiarkowanego ruchu tygodniowo – może to być spacer, jazda na rowerze, gimnastyka lub joga. Ćwiczenia pomagają w utrzymaniu masy mięśniowej, poprawiają krążenie i wspierają metabolizm. Dieta lekkostrawna – kiedy warto ją stosować? W starszym wieku układ trawienny staje się wrażliwszy. Dieta lekkostrawna to dobra opcja przy: problemach z trawieniem, wrzodach, refluksie, wzdęciach, słabym uzębieniu. Unika się w niej smażenia, ostrych przypraw, tłustych sosów. Potrawy najlepiej gotować na parze, dusić lub piec w pergaminie. Taki sposób przygotowania ułatwia wchłanianie składników i poprawia komfort trawienia. Rola dietetyka klinicznego Dieta seniora powinna być indywidualnie dopasowana – zwłaszcza w przypadku chorób współistniejących (cukrzycy, nadciśnienia, chorób nerek, Alzheimera). Wizyta u dietetyka klinicznego pozwala dopasować jadłospis do stanu zdrowia i uniknąć błędów żywieniowych, które mogą utrudniać leczenie. Podsumowanie Dieta dla seniora nie musi być restrykcyjna ani monotonna. Kluczem jest różnorodność, umiar i regularność. W codziennym menu nie może zabraknąć warzyw, owoców, produktów pełnoziarnistych, chudego białka i zdrowych tłuszczów. Odpowiednie żywienie to nie tylko sposób na lepsze zdrowie – to inwestycja w długie, aktywne życie i dobrą formę umysłu. UWAGA ! Powyższa porada nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku jakichkolwiek problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.
Jak obniżyłem cholesterol bez leków – moja historia i wskazówki
.png)
Nie pamiętam dokładnie momentu, w którym pierwszy raz usłyszałem od lekarza słowa: „ma Pan podwyższony cholesterol”. Może to było podczas rutynowych badań, może po świętach, gdy sernik i schabowy zdominowały talerz. W każdym razie – nie potraktowałem tego poważnie. Przecież dobrze się czułem, nic mnie nie bolało, a „trochę tłuszczyku” na wyniku wydawało się drobiazgiem. Dopiero po kilku latach, kiedy kolejny lipidogram znów przekroczył normy, zrozumiałem, że to nie żarty. I wtedy zaczęła się moja podróż – nie do apteki, ale do kuchni. Cholesterol – wróg czy niezbędny sprzymierzeniec? Kiedyś myślałem, że cholesterol to po prostu coś złego. Dopiero później dowiedziałem się, że nasz organizm bez niego nie mógłby funkcjonować. Cholesterol jest jak robotnik na budowie – uczestniczy w tworzeniu błon komórkowych, hormonów, witaminy D i kwasów żółciowych. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy tych „robotników” jest za dużo – zamiast pomagać, zaczynają zatykać „rury” (czytaj: naczynia krwionośne). W skrócie: LDL to tzw. zły cholesterol, który potrafi się odkładać w ścianach naczyń, tworząc blaszkę miażdżycową, HDL to dobry cholesterol, który pomaga usuwać nadmiar LDL z krwi. Nie chodzi więc o to, by całkowicie pozbyć się cholesterolu, ale by zachować równowagę – zwiększyć HDL, a ograniczyć LDL. Moje przebudzenie – czyli jak zrozumiałem, że dieta naprawdę ma znaczenie Zawsze uważałem się za osobę „dość zdrowo jedzącą”. No, może z wyjątkiem sobotnich grilli i niedzielnych rosołów z tłustym kurczakiem. Ale dopiero gdy zacząłem świadomie notować, co jem, zrozumiałem, że moje „zdrowe jedzenie” to wcale nie była dieta, którą serce mogłoby pokochać. Zamieniłem więc smalec na oliwę z oliwek, schabowego na pieczonego łososia, a zamiast białego pieczywa – żytnie i pełnoziarniste. Po miesiącu badania zaczęły się poprawiać. Po trzech – poczułem się lżejszy. Po pół roku – lekarz powiedział: „Gratuluję, cholesterol w normie”. I nie, to nie był cud. To była świadoma kuchnia. Dieta przy wysokim cholesterolu – o co w niej chodzi? Nie trzeba być dietetykiem, żeby zrozumieć, że to, co kładziemy na talerz, ma bezpośredni wpływ na naszą krew. Dosłownie. Cholesterol dostarczamy z pokarmem – głównie z tłustych produktów zwierzęcych – ale jego nadmiar powstaje też w wątrobie, jeśli przesadzamy z cukrem i przetworzonym jedzeniem. Celem diety przy wysokim cholesterolu jest zmiana proporcji tłuszczów i zwiększenie ilości błonnika. Brzmi nudno? A w praktyce – to naprawdę pyszne! Co warto jeść, gdy cholesterol jest za wysoki 1. Warzywa i owoce – kolorowa tarcza antycholesterolowa Nie ma lepszego lekarstwa niż natura. Każdy talerz pełen kolorowych warzyw to jak codzienna dawka detoksu dla naczyń krwionośnych.Najbardziej korzystne: pomidory, papryka, brokuły, cukinia, jarmuż, kapusta, owoce jagodowe, jabłka, gruszki, cytrusy. Warzywa i owoce są pełne antyoksydantów (witamina C, beta-karoten, flawonoidy), które chronią naczynia przed utlenianiem LDL – czyli przed początkiem miażdżycy. 2. Produkty pełnoziarniste – błonnik, który „czyści” żyły Błonnik to mój osobisty bohater. Pomaga obniżać wchłanianie cholesterolu i poprawia trawienie.Codziennie jem: owsiankę na śniadanie, kaszę gryczaną lub pęczak do obiadu, chleb żytni z pestkami słonecznika. Naukowcy zalecają około 25–40 g błonnika dziennie, ale większość z nas nie osiąga nawet połowy tego. 3. Ryby i kwasy omega-3 Tłuste ryby morskie, takie jak łosoś, makrela, śledź czy pstrąg, to złoto dla serca. Zawierają kwasy omega-3, które obniżają poziom trójglicerydów i wspierają pracę serca.Zasada: dwie porcje ryb tygodniowo – najlepiej pieczonych lub grillowanych, a nie smażonych w panierce. 4. Dobre tłuszcze – oliwa, orzechy, awokado Przez lata baliśmy się tłuszczu, ale to nie on jest problemem, tylko jego rodzaj.Zamiast smalcu i masła używam oliwy z oliwek, oleju rzepakowego i lnianego. Dodaję też: garść orzechów włoskich, awokado do sałatki, łyżkę pestek dyni do owsianki. To wszystko źródła jedno- i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, które obniżają LDL i podnoszą HDL. 5. Rośliny strączkowe – tanie, sycące i skuteczne Soczewica, ciecierzyca, fasola, groch – to naturalni „czyściciele” krwi. Dostarczają białka bez tłuszczu zwierzęcego i wspomagają utrzymanie prawidłowego poziomu lipidów. Ciekawostka: badania opublikowane w Canadian Medical Association Journal wykazały, że spożywanie jednej porcji strączków dziennie może obniżyć LDL nawet o 5%. Czego unikać przy wysokim cholesterolu Nie ma diety cud, ale są proste zasady, które naprawdę działają. Jeśli chcesz mieć dobre wyniki – usuń z kuchni: tłuste mięsa (boczek, karkówka, baranina), wędliny, pasztety, kiełbasy, margaryny twarde, smalec, masło w nadmiarze, słodycze, ciasta z kremem, pączki, fast foody, chipsy i żywność instant, olej kokosowy i palmowy. To wszystko źródła tłuszczów nasyconych i trans, które dosłownie „zaklejają” tętnice. Jak gotować, żeby serce było szczęśliwe Nie musisz jeść sałaty przez całe życie. Chodzi o sposób przygotowania. Gotowanie na parze – warzywa zachowują witaminy i kolor, Pieczenie – bez panierki, z odrobiną ziół, Grillowanie – najlepiej z oliwą i cytryną, Smażenie? Owszem, ale na minimalnej ilości oleju i tylko okazjonalnie. Kawa, herbata, a może woda z cytryną? Przy wysokim cholesterolu warto pić przede wszystkim wodę – minimum 1,5–2 litry dziennie.Pomagają też napary z: karczocha, ostropestu, zielonej herbaty, imbiru. Z kawy nie trzeba rezygnować – wystarczy pić ją bez cukru i śmietanki. Kuchnia śródziemnomorska – inspiracja dla każdego Zafascynowało mnie, że mieszkańcy Grecji, Hiszpanii czy Włoch rzadziej cierpią na choroby serca. A przecież jedzą sporo tłuszczu! Różnica tkwi w jego rodzaju – oliwa, ryby, warzywa, wino w małych ilościach. To dieta pełna smaku i zdrowia. Dieta śródziemnomorska to nie chwilowa moda. To styl życia. Lekkość, świeżość, wspólne posiłki. Od kiedy wprowadziłem ją u siebie, zauważyłem, że nie tylko wyniki krwi się poprawiły – mam więcej energii, lepszy nastrój i po prostu… czuję się młodszy. Małe kroki, wielka zmiana Nie musisz od razu rezygnować ze wszystkiego. Zrób pierwszy krok: zamień białe pieczywo na pełnoziarniste, dodaj warzywo do każdego posiłku, ogranicz mięso do 2–3 razy w tygodniu, pij więcej wody. Ciało naprawdę to zauważy. Moja refleksja na koniec Cholesterol nie jest wyrokiem. To sygnał od organizmu: „Zwolnij, zadbaj o siebie”.Nie chodzi o bycie idealnym – chodzi o świadomy wybór. Dziś, zamiast fast fooda, wybieram domowy posiłek. Zamiast „szybkiego batonika” – orzechy i jabłko. I wiecie co? Nie czuję, że coś straciłem. Zyskałem spokój. A kiedy patrzę na swoje wyniki, wiem jedno: zdrowe jedzenie naprawdę działa. UWAGA ! Powyższa porada nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku