Nie pamiętam dokładnie momentu, w którym pierwszy raz usłyszałem od lekarza słowa: „ma Pan podwyższony cholesterol”. Może to było podczas rutynowych badań, może po świętach, gdy sernik i schabowy zdominowały talerz. W każdym razie – nie potraktowałem tego poważnie. Przecież dobrze się czułem, nic mnie nie bolało, a „trochę tłuszczyku” na wyniku wydawało się drobiazgiem. Dopiero po kilku latach, kiedy kolejny lipidogram znów przekroczył normy, zrozumiałem, że to nie żarty.
I wtedy zaczęła się moja podróż – nie do apteki, ale do kuchni.
Kiedyś myślałem, że cholesterol to po prostu coś złego. Dopiero później dowiedziałem się, że nasz organizm bez niego nie mógłby funkcjonować. Cholesterol jest jak robotnik na budowie – uczestniczy w tworzeniu błon komórkowych, hormonów, witaminy D i kwasów żółciowych. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy tych „robotników” jest za dużo – zamiast pomagać, zaczynają zatykać „rury” (czytaj: naczynia krwionośne).
W skrócie:
LDL to tzw. zły cholesterol, który potrafi się odkładać w ścianach naczyń, tworząc blaszkę miażdżycową,
HDL to dobry cholesterol, który pomaga usuwać nadmiar LDL z krwi.
Nie chodzi więc o to, by całkowicie pozbyć się cholesterolu, ale by zachować równowagę – zwiększyć HDL, a ograniczyć LDL.
Zawsze uważałem się za osobę „dość zdrowo jedzącą”. No, może z wyjątkiem sobotnich grilli i niedzielnych rosołów z tłustym kurczakiem. Ale dopiero gdy zacząłem świadomie notować, co jem, zrozumiałem, że moje „zdrowe jedzenie” to wcale nie była dieta, którą serce mogłoby pokochać.
Zamieniłem więc smalec na oliwę z oliwek, schabowego na pieczonego łososia, a zamiast białego pieczywa – żytnie i pełnoziarniste. Po miesiącu badania zaczęły się poprawiać. Po trzech – poczułem się lżejszy. Po pół roku – lekarz powiedział: „Gratuluję, cholesterol w normie”.
I nie, to nie był cud. To była świadoma kuchnia.
Nie trzeba być dietetykiem, żeby zrozumieć, że to, co kładziemy na talerz, ma bezpośredni wpływ na naszą krew. Dosłownie. Cholesterol dostarczamy z pokarmem – głównie z tłustych produktów zwierzęcych – ale jego nadmiar powstaje też w wątrobie, jeśli przesadzamy z cukrem i przetworzonym jedzeniem.
Celem diety przy wysokim cholesterolu jest zmiana proporcji tłuszczów i zwiększenie ilości błonnika. Brzmi nudno? A w praktyce – to naprawdę pyszne!
Nie ma lepszego lekarstwa niż natura. Każdy talerz pełen kolorowych warzyw to jak codzienna dawka detoksu dla naczyń krwionośnych.
Najbardziej korzystne:
pomidory, papryka, brokuły, cukinia, jarmuż, kapusta,
owoce jagodowe, jabłka, gruszki, cytrusy.
Warzywa i owoce są pełne antyoksydantów (witamina C, beta-karoten, flawonoidy), które chronią naczynia przed utlenianiem LDL – czyli przed początkiem miażdżycy.
Błonnik to mój osobisty bohater. Pomaga obniżać wchłanianie cholesterolu i poprawia trawienie.
Codziennie jem:
owsiankę na śniadanie,
kaszę gryczaną lub pęczak do obiadu,
chleb żytni z pestkami słonecznika.
Naukowcy zalecają około 25–40 g błonnika dziennie, ale większość z nas nie osiąga nawet połowy tego.
Tłuste ryby morskie, takie jak łosoś, makrela, śledź czy pstrąg, to złoto dla serca. Zawierają kwasy omega-3, które obniżają poziom trójglicerydów i wspierają pracę serca.
Zasada: dwie porcje ryb tygodniowo – najlepiej pieczonych lub grillowanych, a nie smażonych w panierce.
Przez lata baliśmy się tłuszczu, ale to nie on jest problemem, tylko jego rodzaj.
Zamiast smalcu i masła używam oliwy z oliwek, oleju rzepakowego i lnianego. Dodaję też:
garść orzechów włoskich,
awokado do sałatki,
łyżkę pestek dyni do owsianki.
To wszystko źródła jedno- i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, które obniżają LDL i podnoszą HDL.
Soczewica, ciecierzyca, fasola, groch – to naturalni „czyściciele” krwi. Dostarczają białka bez tłuszczu zwierzęcego i wspomagają utrzymanie prawidłowego poziomu lipidów.
Ciekawostka: badania opublikowane w Canadian Medical Association Journal wykazały, że spożywanie jednej porcji strączków dziennie może obniżyć LDL nawet o 5%.
Nie ma diety cud, ale są proste zasady, które naprawdę działają. Jeśli chcesz mieć dobre wyniki – usuń z kuchni:
tłuste mięsa (boczek, karkówka, baranina),
wędliny, pasztety, kiełbasy,
margaryny twarde, smalec, masło w nadmiarze,
słodycze, ciasta z kremem, pączki,
fast foody, chipsy i żywność instant,
olej kokosowy i palmowy.
To wszystko źródła tłuszczów nasyconych i trans, które dosłownie „zaklejają” tętnice.
Nie musisz jeść sałaty przez całe życie. Chodzi o sposób przygotowania.
Gotowanie na parze – warzywa zachowują witaminy i kolor,
Pieczenie – bez panierki, z odrobiną ziół,
Grillowanie – najlepiej z oliwą i cytryną,
Smażenie? Owszem, ale na minimalnej ilości oleju i tylko okazjonalnie.
Przy wysokim cholesterolu warto pić przede wszystkim wodę – minimum 1,5–2 litry dziennie.
Pomagają też napary z:
karczocha,
ostropestu,
zielonej herbaty,
imbiru.
Z kawy nie trzeba rezygnować – wystarczy pić ją bez cukru i śmietanki.
Zafascynowało mnie, że mieszkańcy Grecji, Hiszpanii czy Włoch rzadziej cierpią na choroby serca. A przecież jedzą sporo tłuszczu! Różnica tkwi w jego rodzaju – oliwa, ryby, warzywa, wino w małych ilościach. To dieta pełna smaku i zdrowia.
Dieta śródziemnomorska to nie chwilowa moda. To styl życia. Lekkość, świeżość, wspólne posiłki. Od kiedy wprowadziłem ją u siebie, zauważyłem, że nie tylko wyniki krwi się poprawiły – mam więcej energii, lepszy nastrój i po prostu… czuję się młodszy.
Nie musisz od razu rezygnować ze wszystkiego. Zrób pierwszy krok:
zamień białe pieczywo na pełnoziarniste,
dodaj warzywo do każdego posiłku,
ogranicz mięso do 2–3 razy w tygodniu,
pij więcej wody.
Ciało naprawdę to zauważy.
Cholesterol nie jest wyrokiem. To sygnał od organizmu: „Zwolnij, zadbaj o siebie”.
Nie chodzi o bycie idealnym – chodzi o świadomy wybór. Dziś, zamiast fast fooda, wybieram domowy posiłek. Zamiast „szybkiego batonika” – orzechy i jabłko. I wiecie co? Nie czuję, że coś straciłem. Zyskałem spokój.
A kiedy patrzę na swoje wyniki, wiem jedno: zdrowe jedzenie naprawdę działa.
Powyższa porada nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku jakichkolwiek problemów ze zdrowiem należy skonsultować się z lekarzem.